To nie był zwykły mecz. Ba! To nawet nie były zwykłe derby
Rzymu. To było niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju
zwycięstwo, które kibice Lazio zapamiętają na zawsze. Dla wielu dzień 6 stycznia 2005 roku
na długo, a może na zawsze, pozostanie najpiękniejszym
dniem w życiu. Od czego zacząć? Bohater numer 1 Paolo Di Canio. Bez niego Lazio nie wygrałoby tego meczu. "Paoletto" był człowiekiem, którego ten klub potrzebował. Przez ostatnie dwa tygodnie tak motywował swoich kolegów, opowiadał im o swojej pasji, że dla całego zespołu derby stały się najwyższą świętością. To bardzo podniosłe słowa, jednak prawdziwe. Pasja i fanatyzm Di Canio udzielały się wszystkim, szczególnie braciom Filippinim. Ambicji i woli walki nie można było odmówić nikomu. Dla każdego z piłkarzy był to mecz, w który włożyli najwięcej siły i - co najważniejsze - serca w swojej dotychczasowej karierze. Nie chcę wierzyć, że było inaczej. Zawodnicy nie dali nam podstaw żeby myśleć inaczej. 70. tysięcy kibiców na Stadio Olimpico. Curva Nord i Curva Sud wypełnione po brzegi. Nad trybunami unoszą się emocje, czuć atmosferę wyczekiwania. 55. tysięcy ludzi odśpiewuje pieśń `Non mollare mai`, pozostałe 25 tysięcy gwiżdże ile sił - to kibice Romy. Pan Dondarini rozpoczyna mecz. Zaczyna się święta wojna. Skład Lazio nie był niespodzianką, gdyż od kilku dni o właśnie takiej jedenastce się mówiło. Nie brakowało jednak eksperymentów. Kontuzje przede wszystkim Couto i Zauriego, a także Oscara Lopeza, spowodowały, że z konieczności w obronie zagrali nominalni pomocnicy - Giannichedda i Emanuele Filippini. Więcej niespodzianek nie było. Jedenastka Romy także wyglądała tak, jak wszyscy tego oczekiwali. Zabrakło pauzującego za kartki Montelli. Od pierwszej minuty widać było niesamowitą determinację, a nawet agresję gospodarzy. Lazio nie czekało na to, co zrobi Roma, tylko przejęło inicjatywę w środku pola, gdzie brylował - najlepszy na boisku - Fabio Liverani, udowodniając tym samym, że błędem było permanentne pomijanie go przez trenera Domenico Caso. Najlepszy mecz od czasu przybycia do Lazio rozegrał drugi środkowy pomocnik, Ousmane Dabo. Już w 50. sekundzie Biancocelesti mogli wyjść na prowadzenie. Po podaniu Cesara, zderzyli się Pelizzoli i Dellas, do piłki dopadł Rocchi, ale w porę został zablokowany. W 8. minucie sędzia pokazał pierwszą z dziewięciu żółtych kartek - za brzydki faul na Mancinim ukarany został E. Filippini. Przewaga w środku pola była widoczna. Mimo pressingu gości, Lazio doskonale radziło sobie w grze na jeden kontakt. Było to niezwykle miłe dla oka. W 3. minucie ulubieniec kibiców Romy, Francesco Totti zhańbił się po raz pierwszy. Po wybiciu mu piłki przez Ousmane Dabo, runął z krzykiem na ziemie, mimo że Francuz nawet go nie dotknął. W 14. minucie Lazio stworzyło sobie pierwszą dobrą sytuację do zdobycia gola. Cesar schodził z lewej strony na środek, wzrokiem szukał partnera, aby odegrać mu piłkę, na co zwrócili uwagę romaniści i zwyczajnie się rozbiegli. Cesar przebiegł więc jeszcze 5m i bardzo mocno strzelił po ziemi z 25m. Pelizzoli z trudem wybił piłkę na korner. Lazio grało coraz lepiej. W 20. minucie miała miejsce chyba najpiękniejsza akcja meczu. Di Canio dostał piłkę na lini 16 metra i bez przyjęcia odegrał ją piętą wzdłuż pola karnego do Rocchiego, który bez zastanowienia podał z powrotem do wybiegającego na czystą pozycję Di Canio. Dośrodkowanie Paoletto w ostatniej chwili wybił na rzut rożny Panucci. W końcu nadeszła minuta 28. Obrońcy Romy wybili futbolówkę na 40m, tam tyłem do bramki ustawiony był Liverani, pięknie przyjął trudną piłkę i bez zastanowienia crossowym podaniem uruchomił Di Canio, a żywa legenda Lazio, strzałem z woleja pokonała Pelizzolego. Di Canio pobiegł w stronę Curva Sud, tak samo jak uczynił to w 1989r., gdy zdobywał zwycięską bramkę w meczu derbowym. Czas zatrzymał się w miejscu, odżyły wspomnienia, historia zatoczyła koło, wśród laziali zapanowała nieopisana euforia. Przez kolejne 10 minut to Roma chciała przejąć inicjatywę, jednak nie bardzo wiedziała jak się do tego zabrać. W 39. minucie mający już na swoim koncie zółtą kartkę Antonio Filippini, sfualował Simone Perottę. Faul ten na pewno kwalifikował się na drugi zółty kartonik, jedna sędzia Dondarini postanowił oszczędzić piłkarza Lazio, co wywołało sporo nerwów wśród giallorossich. Z boku od całej awantury, Paolo Di Canio podszedł do Antonio Filippiniego złapał go za głowę i wytłumaczył mu, żeby zaczął trzymać nerwy na wodzy, bo skończy się to na czerwonej kartce, a nie to miał na myśli piłkarz z numerem 9 tłumacząc swoim kolegom, że do meczu trzeba podejść z nieziemską determinacją. Do szatni piłkarze zeszli z wynikiem 1:0. Wychodząc na drugą część gorączkowo tłumaczyli sobie różne elementy gry. Wola walki nie spłynęła z nich po zdobyciu gola. Jednak na początku drugiej połowy chwila dekoncentracji mogła kosztować utratę bramki, kiedy to w 30. sekundzie po rykoszecie, piłka trafiła do Tottiego, a ten bez zastanowienia uderzył - już z pola karnego - w stronę Peruzziego. Na szczęście w ostatniej chwili zablokował go wyśmienicie grający Jose Leonardo Talamonti. Argentyńczyk już w pierwszej połowie był ostoją obrony Lazio trzykrotnie (!!!) zabierając piłkę Antonio Cassano w pojedynkach 1 na 1. Wywołało to niesamowity aplauz na trybunach. Trzeba przyznać, że ze wszystkich sprowadzonych Argentynczyków to Talamonti jest najlepszym piłkarzem i stara się to potwierdzać. W niedługim czasie może stać się wiodąco postacią obrony Lazio, a pamiętać trzeba, że Jose ma dopiero 23 lata i jest to jego pierwszy sezon w Serie A! W tym miejscu pochwalić trzeba też Giualiano Giannicheddę, którego komentator stacji radiowej `Radio Radio`, a jednocześnie kibic Lazio, Stefano Benedetti nazwał żartobliwie `Giuliano Nestą`. To najlepiej oddaje jakość gry Giannicheddy na nowej pozycji. Na boisku inicjatywę zdawała się przejąć Roma. Giallorossi byli bardzo blisko wyrównania w 58. minucie, kiedy po rzucie wolnym zbyt krótko wypiąstkował piłkę Peruzzi, efektem czego był strzał Perrotty z 16m. Były pomocnik Chievo na szczęście nie popisał się i ledwo co kopnął piłkę, a dopadłszy do niej na 6 metrze Cufre, strzelił jeszcze gorzej obok bramki, w której stali już tylko dwaj obrońcy. Zawiało grozą. Dwie minuty później do akcji wkroczyli pseudokibice Lazio rzucając na plac gry racę świetlną - którą przeniósł z boiska na bieżnię Paolo Di Canio, prosząc przy tym kibiców o spokój i pozwoleniu mu na dokończenie dzieła, które zaczął - a następnie petardę. W tym drugim przypadku niesamowitą głupotą wykazał się Francesco Totti. Gdy zobaczył rzuconą na boisko dużą petardę, postanowił... pójść w jej kierunku. Nic więc dziwnego, że ogłuszyła go ona. Co wcale nie zmienia fakty, że takie incydenty nie powinny mieć miejsca. W 68. minucie Totti szybko wykonał rzut wolny, odegrał do Manciniego, ten jeszcze bardziej na prawo do Panucciego, a dośrodkowanie reprezentacyjnego obrońcy zakończyło się celnym strzałem głową Cassano i bramką na 1:1. Zupełnie nie popisali się w tej sytuacji obrońcy Lazio. Byli zupełnie zdezorientowani zaistniałą sytuacją. W ciągu całego meczu był to jednak jedyny błąd defensywy, w dodatku większa zasługa, iż padł gol dla Romy, tkwi w umiejętnościach Cassano. Lazio odpowiedziało błyskawicznie. W 74. minucie z prawej strony dośrodkowywał Oddo, tor lotu piłki zmienił jeszcze Di Canio, a pięknym strzałem z lewej strony pola karnego w długi róg popisał się Cesar i mógł dzięki temu zatańczyć sambę. Po jej wykonaniu zaczął biec, biec i biec. Radość na ławce rezerowej, wokół której skupili się wszyscy, była niesamowita. Cztery minuty później Lazio wyprowadziło świetną kontrę. Liverani przejął piłkę w środku pola, przebiegł z nią 20 metrów po czym idealnie puścił w uliczkę Rocchiego. Szybkość napastnika Lazio tym razem okazała się jednak jego zgubą. Po minięciu Pelizzolego, Rocchi miał przed sobą tylko bramkę, znajdował się jednak w bardzo trudnej pozycji, w dodatku poruszał się szybciej niż piłka, co uniemożliwiło mu oddanie skutecznego strzału. Chwilę później 27-letni napastnik był juz bezbłędny. W środku pola między sobą piłkę rozegrali Cesar i Liverani. Ten drugi zobaczył wychodzącego na czysta pozycję Rocchiego i świetnie odegrał mu piłkę (który to już raz?). Tomasso zostało jedynie odbicie piłki głową przed Pelizzolim, minięcie go i trafienie do pustej bramki. Tym razem całe Lazio cieszyło się razem z kibicami, pod Curva Nord. Piłkarze Romy łapali się za głowy. Biancocelesti nie mogli już tego meczu nie wygrać. W końcówce dwukrotnie poturbowany został Emanuele Filippini. Najpierw przez Aquilaniego, a chwilę później przez Tottiego, którego faul kwalifikował się na czerwoną kartkę. Symbol Romy robił w tym meczu wszystko, aby stracić wśród lazialich resztę szacunku. Cóż to za piłkarz plujący (Włochy - Dania), skaczący (Roma - Bayer) i brutalnie faulujący z premedytacją. Taki człowiek ma być liderem reprezentacji Włoch i następcą Roberto Baggio? Pytanie pozostawiam czytelnikom. W doliczonym czasie gry miała miejsce najpiękniejsza scena w całym widowisku. Boisko opuścił Paolo Di Canio. Była to najwspanialsza zmiana, jaka kiedykolwiek miała miejsce. Paoletto tryskał szczęściem, fanatyzmem, pasją i zwycięstwem To on był największym gladiatorem. Jestem pewny, że mimo swoich 36 lat, Di Canio zagrałby tego dnia 180 minut gdyby musiał. Po końcowym gwizdku obściskał wszystkich, których mógł. Festa po meczu trwała na ulicach Rzymu do późnych godzin nocnych. Cały świat zapamięta wielkie Lazio i wielkiego Paolo Di Canio. Ludzkość nie zna większej miłości. Opracowanie: Arkadiusz Pańczyk (Ronin) |
Sobota, 09 listopada 2024 | |
Istniejemy już dni: | 7952 |
Zarejestrowanych: | 88672 |
Ostatnio dołączył: | lemauraalf54 |
Ostatnio komentował: | Mr_Enrich |
Osób online: | 8 |
Więcej statystyk |
Sezon 2023/24 Lazio kończy na 7 miejscu w tabeli |
Więcej zdjęć |
Serie A 2024/25 | ||||
1. | Napoli | 11 | 18-8 | 25 |
2. | Inter | 11 | 25-13 | 24 |
3. | Atalanta | 11 | 29-14 | 22 |
4. | Fiorentina | 11 | 22-9 | 22 |
5. | Lazio | 11 | 24-14 | 22 |
6. | Juventus | 11 | 19-7 | 21 |
Pełna tabela |